Od września mieszkańcy Łęcznej będą ponosić większe wydatki na wodę i ścieki. Łącznie to 25 procentowy wzrost w porównaniu do…
Czytaj całośćKlęska zaczęła się w sierpniu 1939 roku
1604 odsłony do 05.01.2022 r
O takim a nie innym przebiegu kampanii wrześniowej wcale nie zadecydowały niemieckie działania od 1 września, ani nawet zdradziecka napaść Rosji sowieckiej 17 września 1939 roku. Klęskę bitwy granicznej, a później szybkie postępy wojsk niemieckich w kolejnych dniach pierwszej połowy września zafundowaliśmy sobie sami, a właściwie polski wódz naczelny marszałek Rydz-Śmigły. Najpierw w fazie tworzenia planu mobilizacji wojsk, a następnie w zbyt późnym jego zastosowaniu. To on obawiając się przede wszystkim wysokich kosztów związanych z tajną mobilizacją, opóźnił ją tak bardzo, że 1 września na zaplanowanych pozycjach obronnych nie mieliśmy sił którymi Polska teoretycznie dysponowała, ale tylko te, które udało się dowieść w wyniku opóźnionej mobilizacji – głównie niejawnej ale także powszechnej.
Każdy kraj powinien mieć przygotowany plan obrony w przypadku możliwego ataku graniczących z nim państw. W przypadku II Rzeczpospolitej gen. Kutrzeba w „Studium planu strategicznego” (obrony przed Niemcami) opracowanym we współpracy z płk Mossorem już na przełomie 1937 i 38 roku podkreślał, że z uwagi na dysproporcję sił lądowych Polski i Niemiec, a także działania niemieckiego lotnictwa, „Polska do wojny musi wkroczyć w pełni zmobilizowana”.
Niestety tak się nie stało. Głównie z winy marszałka Rydza-Śmigłego 1 września 1939 roku Polski broniło tylko 21 dywizji piechoty, 8 brygad kawalerii i 1 brygada zmotoryzowana (nie licząc improwizowanych jednostek), zamiast 39 DP, 11 BK i 2 brygad zmotoryzowanych. Dlaczego? Dobitnie skomentował to później uczestnik wrześniowych walk i historyk wojskowości płk Marian Porwit: W świetle sztuki wojennej najwydajniejsze byłoby rozwiązanie pozwalające na pobicie chociażby części sił nieprzyjaciela, albo takie, które by zapewniało jak najdłużej swobodę działania mimo zdecydowanej przewagi wroga. (…) Pobicie części sił nieprzyjaciela we wstępnym starciu przerastało polskie możliwości, skoro nie wszystkie siły były objęte mobilizacją niejawną. (...) Jednak ... w 1939 roku trudnym dodatkowym obowiązkiem było takie rozwinięcie sił, by nie zmarnował się milion indywidualnych kart mobilizacji niejawnej. Olbrzymi wysiłek włożony w przygotowanie tej mobilizacji nie został wykorzystany całkowicie1.
Chcesz pokoju – szykuj się do wojny
Ta myśl starożytnego wodza najlepiej oddaje jakim trybem myślenia powinni kierować się sternicy państwowej nawy na przełomie 1938 i 39 roku. Tymczasem przyświecało im myślenie życzeniowe – do wojny nie jesteśmy przygotowani więc jej nie będzie. Ba, w sierpniu 1939 Rydz-Śmigły zatwierdzał nowy pokojowy etat kawalerii, zamiast myśleć nad tym jak tą kawalerię najlepiej użyć w nadciągającej wojnie.
„Wy w tę wojnę beze mnie nie leźcie” – złowróżbnie przepowiedział marszałek Piłsudski. Bez jego wrodzonej intuicji strategicznej i umiejętności podejmowania trudnych decyzji, wojnę we wrześniu 1939 roku przegraliśmy jeszcze zanim padł pierwszy strzał II wojny światowej. Przegraliśmy ją już na etapie przygotowań.
Z prostego porównania potencjałów Polski i Niemiec wiadomo było, że ani stan przemysłu, ani uzbrojenie i wyposażenie armii nie odpowiadało potrzebom jakie niosła ze sobą konieczność starcia z najlepszą ówcześnie armią świata, jaką wtedy niezaprzeczalnie posiadała niemiecka III Rzesza. Zmierzenie się z takim przeciwnikiem wymagało od Polski, dużo słabszej gospodarczo i militarnie, maksymalnej mobilizacji wszystkich posiadanych sił i środków. Podjęcia i przygotowania działań, w których nie było miejsca nawet na najdrobniejsze błędy czy improwizację. Tymczasem najwyższe czynniki wojskowe zachowywały się czasem tak, jakby czekała je wojna z trochę silniejszą Reichswehrą, a nie kilkumilionowym Wehrmachtem i Luftwaffe.
Przygotowanie kraju i wojska do wojny to bardzo skomplikowany plan, nad którego przygotowaniem pracują całe sztaby. Wszędzie, tylko nie w Polsce. Prawdziwy plan wojny z Niemcami tak naprawdę nigdy nie powstał. W 1939 roku polskie armie walczyły w oparciu o improwizowane wytyczne Generalnego Inspektora, późniejszego Wodza Naczelnego, a ich dowódcy nie znali generalnego zamysłu operacyjnego ani zadań stawianych pozostałym armiom polskim. Nigdy, podkreślam nigdy, nie przeprowadzono sztabowych ćwiczeń z realności wykoncypowanych przez „Wodza Naczelnego” założeń do wojny. Lepiej przygotowywano się już do dorocznych manewrów niż do tej wojny.
Zbyt późno powstały plany fortyfikacji polowych, plany łączności czy działalności lotnictwa co dodatkowo osłabiło możliwości sił powietrznych i tak dramatycznie słabszych od niemieckich. Tutaj chciałbym jednak skupić na jednym, bardzo istotnym i już wspominanym aspekcie przygotowań a mianowicie mobilizacji – tej niejawnej (alarmowej) i powszechnej.
Spóźniona mobilizacja – strata nie do odrobienia
Pisałem już wcześniej o przyczynach dla których Polska musiała przystąpić do wojny z maksymalnie zmobilizowanymi siłami. Kiedy więc w Sztabie Głównym uświadomiono sobie wreszcie, że istnieje jednak całkiem realna groźba szybkiego ataku Niemiec na Polskę, przede wszystkim wzmocniono osłonę granic. Ponieważ akurat wtedy w większości jednostek znajdowali się jedynie żołnierze jednego rocznika, w pięciu nadgranicznych okręgach korpusów powołano pewną liczbę rezerwistów na kilkutygodniowe ćwiczenia, wzmacniając tamtejsze dywizje piechoty i pięć brygad kawalerii. Jednocześnie 23 marca została zarządzona mobilizacja niejawna 9, 20, 26. i 30. DP, Nowogródzkiej Brygady Kawalerii oraz niektórych jednostek pozadywizyjnych. Powstały też zawiązki sztabów SGO „Narew” i armii: „Modlin”, „Pomorze”, „Poznań”, „Łódź”, „Kraków” oraz GO „Bielsko”. Powołani zostali ich dowódcy.
Później aż do sierpnia przygotowania do obrony ograniczały się do powoływania rezerwistów na ćwiczenia (4, 15, 16, 2. DPLeg, 22. DPGór.) i przesuwania części zmobilizowanych pododdziałów w ich przyszłe rejony operacyjne. Powołano też dowództwa armii: „Prusy” i „Karpaty”. 10 sierpnia rozpoczęto przygotowania do mobilizacji dwóch dywizji rezerwowych: 35. i 38. DP. 14-16 sierpnia przeprowadzono mobilizację niejawną 13. i 27. DP oraz Wołyńskiej BK i 10. BKzmot.
Skromność sił mobilizowanych przez Rydza-Śmigłego wzbudziła zaniepokojenie innych wyższych dowódców. Jak twierdzi płk Marian Porwit – gen. Władysław Bortnowski raportował w pierwszej dekadzie sierpnia 1939 roku, że: mobilizacja nasza w stosunku do niemieckiej będzie spóźniona, o ile nie zostanie zarządzona do dnia 10 sierpnia2. To samo sugerował nasz wywiad wojskowy3. Jednak dopiero 22 sierpnia szef Sztabu Głównego gen. Stachiewicz wystąpił z wnioskiem o natychmiastowe zarządzenie mobilizacji niejawnej wszystkich oddziałów4.
23 sierpnia zarządzono więc wreszcie na terenie całego kraju mobilizację lotnictwa, OPL, drugich rzutów sztabów i oddziałów łączności armii, organów Oddziału II SG, artylerii pozadywizyjnej oraz oddziałów z sześciu okręgów korpusów. Decyzje te stawiały na stopie wojennej kolejne piętnaście dywizji piechoty i siedem brygad kawalerii. Dalej jednak nie objęto mobilizacją okręgów Lwów i Przemyśl.
Dopiero 27 sierpnia zarządzono niejawną mobilizację dwóch ostatnich okręgów korpusów co oznaczało mobilizację 2, 12, 22. DP, Kresowej i Podolskiej BK oraz części piechoty z mobilizacji mieszanej 5, 11. i 36. DP. Informacje napływające od wywiadu spowodowały, że w nocy z 28 na 29 sierpnia Rydz-Śmigły nakazał ogłoszenie mobilizacji powszechnej. Na skutek interwencji ambasadorów Francji i Wielkiej Brytanii opóźniono ją tak, że faktycznie rozpoczęła się dopiero w czwartek 31 sierpnia 1939 roku. W jej wyniku na stopę wojenną miały przejść dwie czynne dywizje piechoty i reszta rezerwowych, Warszawska Brygada Pancerno-Motorowa, kwatery wyższych dowództw i służby oraz większość jednostek pozadywizyjnych.
Spóźniona mobilizacja sprawiła, że 1 września 1939 roku na zaplanowanych stanowiskach czekało jedynie 21 w pełni zmobilizowanych dywizji piechoty (dodatkowo 3 były zmobilizowane częściowo) i 8 brygad kawalerii. Pełnej gotowości (tylko z mobilizacji niejawnej) nie osiągnęło 7 dywizji piechoty i 3 brygady kawalerii5. Mobilizacja i transport kolejnych siedmiu dywizji piechoty z mobilizacji powszechnej miał trwać nawet do połowy września. Tymczasem jak pamiętamy na granicy stały skoncentrowane dwie Grupy Armii: „Północ” o sile 22 związków taktycznych i „Południe” z 34 dywizjami. Obie Grupy Armii dysponowały więc 56 związkami (1 września 51 jednostek w pełnej gotowości bojowej), nie licząc improwizowanych brygad piechoty, pułków SS i oddziałów granicznych, tak, że ich łączną siłę można określić na 65 przeliczeniowych dywizji6. To fatalne opóźnienie mobilizacji niejawnej o co najmniej dziesięć do czternastu dni, a powszechnej o kilka dni, mogło mieć jeszcze gorsze konsekwencje, gdyby Hitler nie uległ naciskom gen. Brauchitscha domagającego się opóźnienia daty najazdu na Polskę i zaatakował 26 sierpnia jak wcześniej postanowił. Wtedy niewiele skromniejszym niemieckim siłom mogłoby się przeciwstawić jedynie osiem polskich w pełni skoncentrowanych dywizji piechoty i dwie brygady kawalerii! Klęska nastąpiłaby jeszcze szybciej, a prawdę mówiąc wręcz błyskawicznie.
Drugim powodem braku wojska na pozycjach, obok spóźnionej mobilizacji, był źle przygotowany plan transportów. Początkowo prace nad nim planowano rozpocząć dopiero we wrześniu, w myśl wytycznych szefa Sztabu Głównego z 4 marca 1939 roku7. Następujące po sobie groźne wydarzenia kazały go jednak po prostu improwizować o wiele szybciej. W efekcie powstał dosyć sztywny „rozkład jazdy”, którego głównym celem było przewiezienie jak największej liczby wojska w jak najkrótszym czasie. Na przyszłą linię frontu trafiały więc jednostki niekompletne, bez batalionów piechoty, dywizjonów dział, służb... Gdyby nie spóźniono mobilizacji, nie miałoby to większego znaczenia, kiedy jednak kończono mobilizację już w stanie wojny i transporty atakowane przez nieprzyjacielskie lotnictwo zaczęły się rwać, wiele jednostek musiało iść do bitwy bez istotnych elementów przewidzianych planem mobilizacyjnym. W efekcie nieprzyjacielskie lotnictwo wręcz uniemożliwiło koncentrację jednej dywizji z mobilizacji niejawnej i jednej z powszechnej. O ile jednak liczono się z pewnymi utrudnieniami z powodu działań niemieckiego lotnictwa to nie brano zupełnie pod uwagę zagrożeń dla koncentracji wojsk z powodu działań naziemnych. Tymczasem te działania uniemożliwiły koncentrację trzech dywizji z mobilizacji powszechnej lub mieszanej i zmusiły do zmiany miejsca koncentracji kolejnych trzech dywizji piechoty8. A wystarczyło posłuchać gen. Szychowskiego, kierującego faktycznie transportem kolejowym wojsk w rejony koncentracji, który stwierdził: Jeżeli zachodzi potrzeba przeprowadzenia mobilizacji i koncentracji armii przy pomocy kolei, to trzeba za wszelką cenę dążyć do całkowitego przeprowadzenia i zupełnego zakończenia obu tych operacji jeszcze w czasie pokoju, przed rozpoczęciem działań wojennych przez nieprzyjaciela9.
Sprawa była jeszcze poważniejsza niż tylko spóźnione przygotowanie do walki konkretnych dywizji czy brygad. Zarówno armie czołowe, mające jako pierwsze stawić opór Niemcom, jak i armie odwodowe miały jednostki mobilizowane w różny sposób. Z tego powodu armie Łódź, Kraków, Karpaty i SGO Narew albo nie miały 1 września wszystkich jednostek, albo w najlepszym przypadku ich niektóre dywizje czy brygady czekały jeszcze na różne brakujące pododdziały. Jak zauważył cytowany tu już płk Porwit: lepszym wyjściem byłoby na przykład skierowanie wszystkich co do jednej dywizji z mobilizacji alarmowej do armii czołowych, zasilenia ich czterema dywizjami z mobilizacji mieszanej lub powszechnej a ograniczenie odwodu naczelnego wodza, wyłącznie z mobilizacji powszechnej, do roli pomocniczej. (...) Operacyjna swoboda działania wodza naczelnego zależała w warunkach 1939 r. od operacyjnej swobody działania silnych armii. Tylko silne armie mogły oprzeć jednostki taktyczne o siebie i wydzielić bliskie stosunkowo odwody, a w wyniku zwiększyć taktyczną swobodę działania. (...) Marszałek Rydz-Śmigły, wbrew pozorom, zmniejszył swą względną swobodę działania, wydzielając aż 15 dywizji jako swoje odwody i skierowując do tych odwodów dywizje z mobilizacji niejawnej. Nie po to dużym nakładem sił tę mobilizację wprowadzono, by jej nie wykorzystać całkowicie. Można dojść do wniosku, że twórca koncepcji planu wojny i planu operacyjnego rozumował kategoriami, które straciły aktualność, że wbrew cytowanemu oświadczeniu gen. Stachiewicza nie przestawił swego rozumowania na nowoczesne10.
W sytuacji gdy Niemcy rzucali do walki duże siły w pierwszej linii, ich jednostki mogły bić oddzielnie najpierw nasze słabe siły pierwszorzutowe, a potem odwody, które nie mogły po prostu nadążyć z odsieczą. Jeśli już nawet piechurzy dotarli w miarę na czas, to musieli stawać do walki wyczerpani drogą, za przeciwników mając wypoczęte niemieckie oddziały.
Co gorsze z powodu spóźnionej mobilizacji alarmowej większość odwodów była ciągle jeśli nie w fazie mobilizacji to w najlepszym przypadku w drodze na pozycje i to w chwili, gdy oddziały pierwszorzutowe walczyły już z Niemcami, a nasze linie komunikacyjne bombardowało niemieckie lotnictwo. Niepełne stany miały oddziały GO „Wyszków”, która miała wspomagać armię „Modlin” i SGO „Narew”. 1 września nie było na miejscu oddziałów odwodowych dla armii „Pomorze” i „Poznań” oraz armii „Karpaty”. Najbardziej brzemienne konsekwencje miała niegotowość do działania odwodowej armii „Prusy”.
Przypadek armii Prusy jak w soczewce skupia wszystkie błędy, jakie popełniono szykując się do wojny z Niemcami.
W ostatecznej wersji planu główny odwód Rydza-Śmigłego miał powstrzymać niemiecki napór na styku armii „Łódź” i „Kraków”, ewentualnie na prawym skrzydle armii „Kraków”. Dobrze to może wyglądało na papierze: 8 dywizji, 1 brygada kawalerii, 2 bataliony czołgów, stosunkowo silna artyleria wsparcia, czyli teoretycznie 75 batalionów, 98 czołgów 7TP, 189 dział przeciwpancernych (nie licząc ok. 350 karabinów ppanc i dział czołgów), 610 dział i moździerzy do ognia pośredniego. Tylko, że ta siła w całości gotowa miała być dwa tygodnie po mobilizacji powszechnej, bowiem tylko cztery dywizje były mobilizowane w mobilizacji niejawnej. Jak marszałek Rydz-Śmigły wyobrażał sobie, że jedna polska dywizja piechoty (7. DP) wsparta brygadą kawalerii powstrzyma przez dwa tygodnie przeważające siły niemieckie? A powinna się tyle bronić, bo tak długo miało trwać kompletowanie armii odwodowej.
Dosadnie podsumował to Jan Wróblewski w opracowaniu „Armia Prusy 1939”: Płk Jaklicz, jako kierownik drugiej grupy, prognozował uderzenie niemieckich 25 dywizji (w tym 5 szybkich) na kierunku: Częstochowa, Piotrków, Warszawa. Część tego zgrupowania była w stanie w ciągu 2-3 dni rozbić osamotnione 7. DP, Krakowską BK i bez pauzy operacyjnej ruszyć na Warszawę. Armia „Prusy” miała osiągnąć gotowość bojową w piętnastym dniu mobilizacji powszechnej w obszarze ześrodkowania Tomaszów Maz., Kielce, Radom. Wobec tego nie było możliwości wykonania przeciwuderzenia armią „Prusy” w kierunku na Radomsko czy Piotrków, gdyż armia ta w pierwszych 2-3 dniach wojny – według dokumentów organizacyjno-mobilizacyjnych – jeszcze nie miała istnieć. Nasuwa się więc wniosek, że powyższy zamiar operacyjny był bez pokrycia. (…) Od granicy polsko-niemieckiej do planowanej rubieży rozwinięcia zasadniczych sił armii „Łódź” i „Prusy” odległości na poszczególnych kierunkach wynosiły: Międzybórz – Sieradz 90 km, Fraszka – Szczerców 60 km, Lubliniec – Rozprza 100 km, Tarnowskie Góry – Kielce 140 km, a więc średnio około 100 km. Wynika z tego, że Rydz-Śmigły decydował się stoczyć bitwę z głównym zgrupowaniem 8. i 10. armii niemieckiej w głębi własnego obszaru operacyjnego, odległości te bowiem wojska 8. i 10. armii były zdolne pokonać w ciągu 3-5 dni dywizjami piechoty, a 2—3 dni dywizjami pancernymi i zmechanizowanymi. Jeżeli więc armia „Prusy” miała się ześrodkować w nakazanym obszarze wyjściowym całością sił dopiero w 15 dniu od rozpoczęcia mobilizacji powszechnej, to niemiecka 10. armia byłaby tam znacznie wcześniej11.
Nie był to jedyny błąd w ustawieniu polskich armii do bitwy, błąd na który zresztą zwracało Rydzowi-Śmigłemu uwagę wielu polskich dowódców, w tym gen. Sosnkowski. Pozostawienie jednak kierunku Częstochowa – Piotrków – Warszawa praktycznie bez obrony, z papierową armią odwodową w rezerwie, bije na głowę wszystkie inne pomyłki. Tymczasem marszałek Rydz-Śmigły wszelkie uwagi bagatelizował. - Odniosłem nie po raz pierwszy wrażenie, że Marszałek niechętnie słucha moich uwag związanych z planem wojny – napisał Kazimierz Sosnkowski w książce „Cieniom września”. Dalej generał opisuje jak to go Rydz-Śmigły zapewniał, że ma wystarczające odwody, siły niemieckie są przeceniane a już normalnym kuriozum było zdanie marszałka, że styk armii „Łódź” i „Kraków” zabezpieczy … brygadą kawalerii12. Jak wyszło wszyscy wiemy, chociaż gwoli prawdy historycznej do klęski głównego odwodu doszło również przy aktywnej pomocy fatalnie dowodzącego armią gen. Dąb-Biernackiego.
Zapiszmy więc – z powodu spóźnionej o około dwa tygodnie mobilizacji, nieracjonalnego przydziału jednostek z różnych faz mobilizacji do oddziałów czołowych i odwodowych, a także po części w wyniku mało elastycznego planu transportu wojsk, który ponadto zupełnie nie uwzględniał wrażliwości kolei na ataki nieprzyjaciela, do walki przystąpiło dużo mniej żołnierzy i dział niż Polska była rzeczywiście w stanie przeciwstawić Niemcom. Klęska też nastąpiła szybciej niż wynikałoby to z istniejących możliwości obronnych Wojska Polskiego. Niestety nie pomylił się marszałek Józef Piłsudski, który uważał Rydza-Śmigłego za dobrego dowódcę armii, ale w ogóle nie widział go na wyższych stanowiskach.
Tekst oparty o książkę Ryszarda Nowosadzkiego: „Zapobiec klęsce”.
Przypisy:
1. M. Porwit, Komentarze do historii ... , W-wa 1969, t.1, s. 76-77
2. Tamże, s. 136-137
3. PSZ, t. 1, cz. 1, s. 457
4. Tamże, s. 401-420
5. M. Porwit, Komentarze do historii ... , W-wa 1969, t.1, s. 138
6. Cz. Grzelak, H. Stańczyk, Kampania polska 1939 roku, W-wa 2005, s. 115-116, 140
7. Polski czyn zbrojny... Wojna obronna Polski 1939, W-wa 1979, s. 252; s. 326
8. M. Porwit, Komentarze do historii ... , W-wa 1969, t.1, s. 142
9. Lech Wyszczelski, W obliczu wojny, Wojsko Polskie 1935-1939, W-wa 2008, s. 502
10. M. Porwit, Komentarze do historii ... , W-wa 1969, t.1, s. 279-280
11. J. Wróblewski, armia „prusy” 1939, W-wa 1986, s. 21-23
12. K. Sosnkowski, Cieniom września, W-wa 1989, s. 50-53
Ryszard Nowosadzki
- Ryszard Nowosadzki