Lubelski Węgiel Bogdanka, wiodąca kopalnia w Polsce, napotyka na trudności z dalszym zwiększeniem wydobycia węgla.Lubelski Węgiel Bogdanka,
Czytaj całośćPowstanie Warszawskie – heroizm, śmierć i zgliszcza
1098 wejść do 05 stycznia 2022
Powstanie Warszawskie – heroizm, śmierć i zgliszcza
1 sierpnia 1944 roku wybuchło w Warszawie powstanie przeciw niemieckiej okupacji, przeciw codziennym łapankom, torturom i mordom. W głębokim tle był też protest przeciwko temu co na na wyzwolonych ziemiach polskich robiła zwycięska Armia Czerwona. Godzinie „W” i pierwszym chwilom a nawet dniom walk towarzyszył niesamowity wprost entuzjazm nie tylko walczącej młodzieży akowskiej ale również Warszawiaków. A potem przyszło bohaterstwo nie do opisania ale też ból i łzy oraz rany, śmierć, zgliszcza.
Jak zwykle w okolicach rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego odzywają się recenzenci powstania, z których jedni podkreślają, że powstanie pomogło zachować w narodzie pragnienie wolności, niepodległości oraz patriotyzm, a drudzy podkreślają straszliwe koszty powstania, brak efektów politycznych i twierdzą, że cena jaką przyszło zapłacić za powstanie była zbyt wysoka a samo powstanie błędem. Straszliwe koszty powstania rozumieją jednak wszyscy, tylko politycy wszelkiej maści nie mają wątpliwości i gremialnie gromadzą się wokół powstańczych pomników, by ogrzać się w chwale i umiłowaniu ojczyzny młodych powstańców i zwykłych Warszawiaków.
Nie mam zamiaru przyłączać się ani do jednych ani do drugich. Chcę czytelnikom po prostu przybliżyć fakty, których podręczniki ani dziennikarscy propagandyści często nie podają. Chciałbym chociaż troszeczkę przybliżyć wiedzę o tym dlaczego powstanie wybuchło, jaka była dysproporcja sił, jakie stanowisko wobec niego zajęły światowe mocarstwa oraz jakie były skutki patriotycznego zrywu w Warszawie. Ocenę, czy było jednak warto, pozostawiam każdemu czytelnikowi. Na koniec chciałbym podkreślić jedno – jeśli ktoś miał możliwość porozmawiać z ówczesnymi autentycznymi powstańcami, to każdy z nich, już dzisiaj, podkreśla, że oni wtedy po prostu nie wyobrażali sobie by powstania nie było!
Dlaczego powstanie wybuchło?
Starsi zapewne jeszcze pamiętają pogardliwy stosunek komunistycznej propagandy i eksponowanie rzekomego hasła Armii Krajowej „stania z bronią u nogi”. Tyle było w tym prawdy, że Armia Krajowa powstała i szkoliła swoich bojowników nie po to by ich codziennie rzucać do samobójczej walki z okupantem, przynosząc jednocześnie niemiecki odwet oraz pewną śmierć i zagładę dla cywilów. AK starała się chronić społeczeństwo przed niemiecką infiltracją i propagandą, zbrojnie likwidowała najbardziej bestialskich hitlerowskich oprawców, dokonywała ważne i celowe akty dywersji, no i oczywiście prowadziła bardzo wydajny wywiad, którego działania w kilku wypadkach wręcz przyczyniły się do skrócenia wojny.
Zadaniem Armii Krajowej było jednak tworzenie struktur wojskowo-organizacyjnych na czas okupacji dla mobilizacji społeczeństwa do walki bieżącej, ochrona Polskiego Państwa Podziemnego oraz odtworzenie armii na czas otwartej walki o niepodległość, czyli przygotowanie kraju do powstania powszechnego. Działalność AK prowadzona była w dwóch formach: utworzenie struktur wojskowych i organizacyjnych na czas okupacji oraz przygotowania armii konspiracyjnej na czas otwartej walki o niepodległość. Szeregowym żołnierzom AK ta racjonalna postawa często jednak uwierała. Oni po prostu chcieli walczyć, często bez względu na konsekwencje.
Odzwierciedleniem filozofii dowództwa AK była natomiast akcja „Burza” polegająca na mobilizacji części oddziałów AK i czynnej walce z okupantem prowadzonej przez Armię Krajową niezależnie od Armii Czerwonej. Rozkaz KG AK przewidywał jeszcze współdziałanie z Armią Czerwoną na szczeblu taktycznym i występowanie w roli sojusznika. Wilno czy Lwów zdobyto właśnie przy liczącym się udziale AK.
Niestety po zdobyciu Wilna 13 lipca 1944, w czym znaczny udział miało ok. 5,5 tys. żołnierzy AK okręgu wileńskiego i nowogródzkiego, dowódcy polscy zostali zwabieni podstępem na „negocjacje”, aresztowani i wywiezieni w głąb Rosji. Następnie żołnierzy AK zgromadzono w obozie w Miednikach. Ponieważ odmówili oni wstąpienia do armii Berlinga, zostali wszyscy wywiezieni do obozów, głównie do Kaługi. Podobne wydarzenia miały miejsce wobec żołnierzy okręgu lwowskiego AK. W okręgu lubelskim AK doszło do podstępnego rozbrojenia trzech dywizji Armii Krajowej. W czasie wspólnej ofensywy w stronę Warszawy z Armią Czerwoną zostały one otoczone przez wojska sowieckie. Zatrzymanych żołnierzy polskich wysłano transportami na wschód, a 2,7 tys. z nich do obozu koncentracyjnego na Majdanku, a następnie większość z tej liczby też trafiła w głąb Rosji.
Dowództwo AK w Warszawie miało szczątkowe informacje o stosunku Sowietów wobec Armii Krajowej. Większość młodzieży akowskiej nic o tym nie wiedziała. Co więcej decyzja o podjęciu powstańczej walki z Niemcami w Warszawie została podjęta dopiero w drugiej połowie lipca 1944 r. Wcześniej kierownictwo Armii Krajowej nie zakładało działań zbrojnych w stolicy – dla uniknięcia zniszczeń i cierpień ludności cywilnej. Ba, jeszcze w lipcu Komenda Główna AK kierowała transporty broni do wschodniej Polski, uszczuplając warszawskie zapasy. 14 lipca głównodowodzący gen. Bór-Komorowski pisał, że: „Przy obecnym stanie sił niemieckich w Polsce i ich przygotowaniach przeciwpowstańczych, polegających na rozbudowie każdego budynku zajętego przez oddziały, a nawet urzędy, w obronne fortece z bunkrami i drutem kolczastym powstanie nie ma widoków powodzenia”.
Tydzień później gen. Komorowski zmienił jednak zdanie i 22 lipca 1944 zakomunikował swojemu sztabowi decyzję o podjęciu walki z Niemcami w Warszawie. Głównym pomysłodawcą był jednak gen. Leopold Okulicki „Niedźwiadek”. Argumentował on, że prowadzenie walki poza Warszawą było nierealne. Wyprowadzenie z niej po kryjomu wielu uzbrojonych żołnierzy AK zajęłoby zbyt wiele czasu wobec szybko rozwijających się wydarzeń na froncie. Ponadto Okulickiemu bardzo zależało na zajęciu Warszawy przez AK, zanim zjawią się w niej Rosjanie. Chciał osiągnąć to, co nie udało się podczas poprzednich wystąpień w ramach „Burzy”: sprawić, by ZSRR zaczął traktować AK i rząd w Londynie poważnie. Wśród szeregowych żołnierzy AK wola walki była natomiast tak wielka, że trzeba powiedzieć, że część z nich mogła ją nawet podjąć przy braku decyzji ze strony dowództwa AK.
Brzemienna decyzja
Wydarzenia z końca lipca 1944 roku wydawały się potwierdzać słuszność decyzji o wybuchu powstania. 20 lipca dokonano zamachu na Adolfa Hitlera, co pozwalało przypuszczać, że władze Trzeciej Rzeszy tracą kontrolę nad sytuacją wewnętrzną. Front na terytorium Polski posuwał się szybko i po 20 lipca Warszawę zapełniały tłumy zdemoralizowanych żołnierzy uchodzących przed Armią Czerwoną. Wydawało się, że po podjęciu decyzji o powstaniu w Warszawie do ustalenia pozostawał tylko termin jego wybuchu. O powstańczych planach Londyn powiadomiono dopiero 25 lipca, nie pozostawiając wiele czasu na reakcję.
2. radziecka armia pancerna prowadziła natarcie szosą lubelską na Warszawę. 30 lipca zdobyła Radzymin i Wołomin oraz Starą Miłosną. Następnego dnia jednak nastąpiło przeciwnatarcie niemieckie, w wyniku którego radziecki 3. korpus pancerny mało nie został odcięty na zdobytych pozycjach w Radzyminie i Wołominie. 1 sierpnia o 4:10 dowódca radzieckiej armii wydał rozkaz do przejścia do obrony...
Tymczasem do sztabu AK docierały inne informacje. 31 lipca o godzinie 17:00 w sztabie pojawił się płk Chruściel donosząc, że radzieckie oddziały pancerne wdarły się na teren praskiego przedmościa i zdezorganizowały niemiecką obronę. Gen. Bór-Komorowski po konsultacji z szefem sztabu gen. Pełczyńskim, szefem operacji gen. Okulickim, komendantem okręgu płk. Chruścielem i delegatem rządu na kraj Janem Jankowskim podjął decyzję o rozpoczęciu powstania w Warszawie o godz. 17:00 następnego dnia - 1 sierpnia 1944. Na decyzję Bora-Komorowskiego nie wpłynęła wcześniejsza rozmowa z łącznikiem Naczelnego Wodza Janem Nowakiem-Jeziorańskim, który w trakcie 2-godzinnej rozmowy ostrzegał, że ewentualne powstanie rozpoczęte w Warszawie, wg zachodnich aliantów postrzegane będzie jak „burza w szklance wody”, a Armia Krajowa nie może liczyć na ich pomoc...
Dysproporcja sił
Jak już pisałem liczba broni którą mogli dysponować powstańcy w Warszawie w 1944 roku uległa zmniejszeniu w związku z transportami broni do wschodnich obszarów Rzeczpospolitej na potrzeby akcji Burza.
Z wyliczeń generała Jerzego Kirchmayera wynika, że ogólny stan liczebny jednostek AK w Warszawie wynosił ok. 50 tys. zaprzysiężonych żołnierzy (mężczyzn i kobiet) – z czego ok. 45 281 służyło w jednostkach Okręgu Warszawskiego AK, ok. 2300 w szeregach Kedywu, a kolejnych 2200 w Pułku „Baszta”. Według niego funkcjonowało 800 plutonów AK (647 pełnych plutonów oraz 153 plutony „szkieletowe”) – w tym 198 plutonów Wojskowej Służby Ochrony Powstania. Poziom wyszkolenia był różny. Największą wartość bojową prezentowały walczące już wcześniej z Niemcami oddziały Kedywu oraz inne jednostki dyspozycyjne Okręgu lub KG AK. Pozostali żołnierze nie mieli na ogół świeżego doświadczenia bojowego, chociaż wielu z nich brało udział w wojnie obronnej 1939 roku. Niestety tylko część żołnierzy weszła do akcji w godzinie „W”. Przez krótki, 12-godzinny czas mobilizacji, wielu żołnierzy nie zdążyło dotrzeć na czas do punktów zbiorczych. W Śródmieściu dotarło nieco ponad 60% żołnierzy, a z kolei na Woli i Pradze do oddziałów dotarło zaledwie ok. 40% żołnierzy.
Z obliczeń autorów opracowania „Polskie Siły Zbrojne w drugiej wojnie światowej” wynika, że 1 sierpnia 1944 zmobilizowano łącznie ok. 36 500 żołnierzy AK – w tym ok. 32 500 w Warszawie oraz ok. 4 tys. na terenach podmiejskich. Z kolei Jerzy Kirchmayer oceniał, że do walki przystąpiło ok. 23 tys. żołnierzy AK (plus ok. 1800 członków pozostałych organizacji podziemnych). Wspomniany Kirchmayer uważał, że stan bojowy sił polskich przeciętnie w ciągu całego powstania wynosił od 25 tys. do 28 tys. żołnierzy. Z kolei według pułkownika Adama Borkiewicza przez oddziały polskie przewinęło się w okresie powstania ok. 50 tys. żołnierzy (nie licząc zaprzysiężonych, którzy nie wzięli udziału w walkach). Z tej liczby ok. 10 tys. żołnierzy odpadło już w pierwszych dniach powstania (oddziały z Mokotowa, Ochoty, Pragi i powiatu warszawskiego), natomiast 1300 przybyło do stolicy spoza terenów Okręgu Warszawskiego AK.
Ta całkiem spora armia nie miała jednak broni. Po wysyłce z Warszawy 800 pm „Błyskawica” i wykryciu przez Niemców skrytek z dużą liczbą granatów i miotaczy płomieni, przyjmuje się że w chwili wybuchu powstania AK miała na stanie: 3846 pistoletów; 2629 karabinów; 657 pistoletów maszynowych; 145 ręcznych karabinów maszynowych; 47 ciężkich karabinów maszynowych; 29 karabinów przeciwpancernych i granatników PIAT; 16 moździerzy i granatników; 2 działka przeciwpancerne; 30 miotaczy ognia; 43 971 granatów ręcznych i 416 granatów przeciwpancernych; ok. 12 tys. butelek zapalających; ok. 1266 kg materiałów wybuchowych. Amunicji było na 2–3 dni walki. Broni starczyło, aby wyposażyć 70 plutonów o łącznej liczebności 3500 żołnierzy – tj. 10% faktycznie zmobilizowanego stanu bojowego Okręgu Warszawskiego AK.
W trakcie powstania, w sierpniu i wrześniu 1944 alianckie lotnictwo dostarczyło do Warszawy: 1344 szt. broni krótkiej (powstańcy odebrali 530 szt.), 3855 pistoletów maszynowych (odebrano 1523 szt.), 380 ręcznych karabinów maszynowych (odebrano 150 szt.), 237 granatników PIAT (odebrano 93 szt.), 48 882 naboje do broni krótkiej (odebrano 19 312 szt.), 3 323 998 nabojów do pistoletów maszynowych (odebrano 1 313 239 szt.), 1 907 342 naboje do ręcznych karabinów maszynowych (odebrano 753 549 szt.), 4774 pociski do PIAT-ów (odebrano 1886 szt.), 13 739 granatów ręcznych (odebrano 5427 szt.), 3115 granatów przeciwpancernych (odebrano 1230 szt.), 8460 kg plastiku (odebrano 3342 kg). Wiele zrzutów, zniesionych wiatrem trafiło niestety do Niemców.
Ponadto w Warszawie przez cały czas walk trwała powstańcza produkcja – pistoletów maszynowych, granatników, miotaczy płomieni, granatów i butelek z benzyną. Broń zdobywano na wrogu, między innymi w polskie ręce trafiły dwie „Pantery”, działo pancerne „Hetzer” (zdobyte 2 sierpnia) oraz dwa transportery opancerzone. Zbudowano też własny samochód pancerny.
Niemcy natomiast 1 sierpnia mieli w Warszawie i okolicach kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy i policjantów z różnych jednostek. W momencie wybuchu powstania sam niemiecki garnizon Warszawy liczył ponad 13 tysięcy żołnierzy. Na tę liczbę składało się około 5600–6000 żołnierzy Wehrmachtu, 4300 osób w jednostkach SS i policji oraz blisko 3 tysiące żołnierzy naziemnej obsługi lotnictwa (z czego około 2,5 tysięcy na lotnisku Okęcie oraz około 500 na lotnisku bielańskim). Jeżeli doliczyć do tego również baterie artylerii przeciwlotniczej i oddziały zadymiania mostów wchodzące w skład stacjonującego w mieście 80. pułku 10. Brygady Artylerii Przeciwlotniczej (3 tysiące żołnierzy, 114 dział kalibru 88 mm, 18 dział kalibru 37 mm i 132 działa kalibru 20 mm), okazuje się, że Niemcy dysponowali w Warszawie jednostkami o łącznej liczebności około 16 tysięcy żołnierzy.
W Warszawie bezpośrednio przed wybuchem powstania stacjonowały też liczne jednostki kolaboracyjne złożone głównie z byłych obywateli Związku Sowieckiego, w dużej części z Ukraińców. Były to: 209. kozacki batalion Schutzmannschaften (policja pomocnicza), sformowany z samodzielnych kompanii 3 miesiące przed powstaniem, 572. batalion kozacki piechoty płk Zinowiewa, 69. batalion kozacki, 580. dywizjon kawalerii kozackiej Osttruppen, 34. pułk strzelecki policji SS, który miał dwa bataliony niemiecko-ukraińskie.
Hitler na wieść o wybuchu powstania nakazał zrównać Warszawę z ziemią za pomocą masowych nalotów. Kiedy okazało się to niewykonalne (niemieckie punkty oporu tkwiły pomiędzy siłami powstańców) zadanie zorganizowania odsieczy dla garnizonu warszawskiego Hitler powierzył Reichsführerowi-SS Heinrichowi Himmlerowi oraz szefowi sztabu generalnego Naczelnego Dowództwa Wojsk Lądowych (OKH), generałowi Heinzowi Guderianowi.
Do czasu przybycia odsieczy walkę z powstańcami w Warszawie prowadziły oddziały garnizonu warszawskiego oraz frontowe jednostki 9. Armii, które wybuch powstania zaskoczył podczas przemarszu przez miasto. Były to głównie elementy 1 Dywizji Pancerno-Spadochronowej „Hermann Göring”, które w dniach 2–4 sierpnia walczyły one z powstańcami na Woli; 4. pułk grenadierów wschodniopruskich, który począwszy od 3 sierpnia próbował przebić się przez blokowane przez powstańców aleje Jerozolimskie; jednostki 19. Dywizji Pancernej, które w dniu 4 sierpnia przebiły się przez Warszawę ze wschodu na zachód, nacierając wzdłuż alei Jerozolimskich.
Do Warszawy Niemcy kierowali właściwie co mieli pod ręką. Łącznie z siłami garnizonu miasta oraz jednostkami frontowymi przechodzącymi przez Warszawę, Niemcy użyli do walki z powstańcami – w różnych odstępach czasu – ogółem około 50 tysięcy żołnierzy. Najokrutniej w pamięci Warszawiaków zapisali się zdrajcy z Brygady Szturmowej SS RONA, dwa kolaboracyjne bataliony azerbejdżańskie, złożony z niemieckich kryminalistów Pułk Specjalny SS „Dirlewanger”... Wspierały ich oprócz etatowej artylerii jednostek sześciolufowe moździerze rakietowe kalibru 300 mm i 380 mm, moździerze kolejowe 380 mm i 600 mm, kierowane gąsienicowe miny samobieżne „Goliath” oraz eksperymentalne pojazdy „Tajfun”. W w szczytowym momencie Niemców wspierało aż 188 dział. W sierpniu i wrześniu 1944 niemieckie bombowce nurkujące wykonały łącznie 1204 loty bojowe nad Warszawą, a myśliwce Me-109 – 204 loty, zrzucając na miasto blisko 1580 ton bomb.
Śmierć i zgliszcza
„Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców. Warszawa ma być zrównana z ziemią” – rozkazał Heinrich Himmler jednostkom tłumiącym powstanie warszawskie. Na szczęście rozkaz nie został w pełni wykonany, ale i tak tragedia polskiej stolicy, jej mieszkańców, należy do największych w polskiej historii.
Przed powstaniem w Warszawie żyło od 920 tysięcy do nawet 1,1 miliona osób, w tym około 200 tysięcy osób w prawobrzeżnej części miasta. Walki na prawym brzegu zakończyły się już 4 sierpnia. Komendant obwodu ppłk Żurowski, wobec biernej postawy Rosjan, silnych oddziałów liniowych wroga oraz niemożności osiągnięcia celów powstania, już tego dnia nakazał zaprzestanie akcji bojowych. Ostateczna decyzja o przejściu w stan konspiracyjnego pogotowia po konsultacjach z „Monterem" zapadła 10 sierpnia. Części najbardziej zdeterminowanych, 550 praskim akowcom w ciągu kilku dni udało się przeprawić na lewy brzeg. W połowie następnego miesiąca Praga została zaś zajęta przez Armię Czerwoną. W związku z tym przytłaczająca większość zabitych, to mieszkańcy lewobrzeżnej Warszawy.
Po wojnie przyjmowano najczęściej że w powstaniu warszawskim zginęło około 200 tysięcy cywilów. Współcześnie dokonano rewizji tych ustaleń oceniając ofiary cywilne powstania na 120-150 tys. ludzi, choć niektórzy przyjmują także liczby w zakresie 150-180 tys. Powstańców miało zginąć 16-18 tysięcy, rannych zostało ok. 20 tys. Jak słusznie jednak podkreśla Wojciech Brański w książce pt. Jędrek’44 nikt „dokładnie nie policzył i nigdy już nie policzy” ilu warszawiaków straciło życie od 1 sierpnia do 3 października 1944 roku. Ponadto w trakcie zdobywania Pragi oraz podczas walk o przyczółki warszawskie zginęło bądź zostało rannych ponad pięć tysięcy żołnierzy 1. Armii Wojska Polskiego. Dla porównania uzbrojonych po zęby Niemców i kolaborantów zginęło też ok. 16 tys. a rannych było 9 tys.
Z ponad pół miliona ludzi, którzy trafili do obozu przejściowego w Pruszkowie aż 60 tysięcy zostało wysłanych do obozów koncentracyjnych. Kolejne 90 tysięcy trafiło na roboty przymusowe do Rzeszy, a 18 tysięcy do obozów jenieckich.
Straty materialne, jakie poniosła polska stolica w trakcie walk były nie mniej zatrważające. Niemieckie bomby, pociski artyleryjskie, goliaty i miotacze płomieni obróciły w zgliszcza jedną czwartą przedwojennej zabudowy miasta. A po kapitulacji powstańców Niemcy na rozkaz Hitlera przystąpili do systematycznego niszczenia tego, co jeszcze ocalało. W 2004 roku Urząd Miasta Stołecznego Warszawy opublikował "Raport o stratach wojennych Warszawy" za lata 1939-1945. Straty poniesione przez stolicę Polski w trakcie II wojny światowej zostały wycenione na 18,2 miliarda złotych według wartości polskiej waluty w sierpniu 1939 roku, co wynosiło 45,3 miliarda dolarów w przeliczeniu na kurs z 2004 roku.
W liczeniu strat uwzględnione były budynki mieszkalne wraz z wyposażeniem, obiekty przemysłowe, zabytki i dzieła sztuki oraz infrastruktura miejska i lokale komunalne. Według raportu w trakcie Powstania Warszawskiego Niemcy zniszczyli 25 proc. zabudowy miasta. Dalsze 30 proc. wyburzono podczas planowego niszczenia miasta w ciągu trzech i pół miesięcy po powstaniu. Największe straty poniosło Stare Miasto, w którym w 1945 roku tylko jedna kamienica nadawała się do zamieszkania.
Jak pisze Alexandra Richie w książce Warszawa 1944. Tragiczne powstanie: (…) Spośród 24 724 budynków w gruzach legło 10 455. Większość pozostałych to wypalone skorupy nienadające się do odbudowania. (…) Z powierzchni ziemi zmieciono 923 budynki o wartości historycznej, 25 kościołów i synagog, 14 bibliotek, 81 szkół podstawowych, 64 licea, Uniwersytet Warszawski, Politechnikę Warszawską, pomniki, place i domy.
Największe polskie miasto zmieniło się w „20 milionów metrów sześciennych gruzu”. Poza budynkami płomienie strawiły również bezcenne księgozbiory, dzieła sztuki oraz archiwalia. Generał Dwight D. Eisenhower, który wizytował Warszawę we wrześniu 1945 roku stwierdził, że widział „wiele zniszczonych miast. Jednak żadne nie doświadczyło takiej zagłady”.
Porzuceni przez wszystkich
W polskiej świadomości funkcjonuje przekonanie, że powstańców opuścili, zdradzili rosyjscy niby sojusznicy. Ci sami, którzy z wyjątkową obłudą 29 i 30 lipca w audycjach Radia Moskwa i radiostacji „Kościuszko” nadawali wezwanie do mieszkańców Warszawy: „Walczcie przeciwko Niemcom”. W maju nad Warszawą zrzucali ulotki o takiej treści. A kiedy Polacy chwycili za broń, na rozkaz wielokrotnego mordercy Stalina wstrzymali swoje armie, pozostawili Warszawę na łaskę niemieckiego okupanta.
Ba, zrobili jeszcze więcej. Kiedy zachodni sojusznicy zwrócili się do strony rosyjskiej o udostępnienie ich lotnisk dla samolotów lecących z Włoch z pomocą dla powstańców, to sowieci tych lotnisk odmówili. Samoloty miały do pokonania dystans około 3 tys. km z Brindisi do Warszawy i z powrotem. Po drodze - lecąc na terenami okupowanymi - narażone były na ataki niemieckich myśliwców i ogień artylerii przeciwlotniczej.
Zrzutów dokonywano w samej Warszawie oraz w Puszczy Kampinoskiej i w Lesie Kabackim. Szczególnie trudne i niebezpieczne były zrzuty w Warszawie. Dymy i pożary ograniczały widoczność, trudno było zauważyć sygnały z ziemi. Lotnicy nie orientowali się, jak przebiega linia frontu, stąd część zrzutów spadała na pozycje niemieckie. Ponadto lecące nisko oświetlone łuną pożarów duże czterosilnikowe bombowce były dobrze widocznym celem dla niemieckiej artylerii przeciwlotniczej.
W połowie sierpnia rozpoczęły się pertraktacje o udostępnienie sowieckich lotnisk dla alianckich samolotów użytych do akcji nad Warszawą, gdyż brytyjska baza w Brindisi była zbyt oddalona. Wykorzystanie sowieckich lotnisk umożliwiłoby też włączenie się amerykańskiego lotnictwa stacjonującego w Wielkiej Brytanii do akcji pomocy Warszawie. Propozycja Winstona Churchilla, aby alianckie samoloty po dokonaniu zrzutów w Warszawie lądowały na sowieckich lotniskach, została odrzucona przez Stalina. Po długich targach, kiedy walki w Warszawie powoli wygasały, taką łaskawą zgodę uzyskali Amerykanie. 18 września dotarła nad Warszawę i dokonała zrzutów amerykańska wyprawa lotnicza. Wystartowało 110 ciężkich bombowców B-17 "Latające Fortece", eskortowanych przez 73 myśliwce Mustang. Obszar w rękach powstańców był już mały, tylko trzecią część zrzutu przejęli powstańcy, reszta spadła na pozycje niemieckie.
Łącznie w sierpniu i wrześniu z pomocą dla Warszawy wystartowało 296 samolotów. 35 z nich zostało zestrzelonych - część już w drodze powrotnej. Powstańcy otrzymali ze zrzutów 104 tony zaopatrzenia - 82,3 tony stanowiła broń i amunicja, a 21,7 ton - żywność i lekarstwa. Pod koniec powstania, między 13 a 28 września kilku zrzutów, w celach propagandowych, dokonało lotnictwo sowieckie. Pojemniki z bronią, amunicją i żywnością były zrzucane bez spadochronów, dlatego większa część ładunków uległa zniszczeniu.
Zachodni sojusznicy zrzutami starali się tylko uspokoić sumienie i stworzyć chociaż pozory wsparcia dla swojego jak by nie było wiernego sojusznika. Jakie jednak miejsce w ich polityce zajmowała naprawdę Polska świadczą dwa fakty. W Teheranie bez skrupułów i bez walki Franklin Delano Roosevelt oddał Sowietom polskie tereny wschodnie (Churchill przynajmniej protestował) – nalegając tylko na zachowanie tajemnicy, bo bał się utraty kilku milionów głosów polskiej Polonii w Ameryce. O rzeczywistym wsparciu przez aliantów dla ruchów oporu w Europie dobitnie świadczą liczby. W latach 1941–1944 do Polski zrzucono 443 tony broni, amunicji i sprzętu. W tym czasie ruch oporu we Francji uzyskał 10 485 ton zrzutów, partyzanci jugosłowiańscy – 76 171 ton a greccy – 5 796 ton. No comment – jak mówią Anglicy.
Ryszard Nowosadzki
1 sierpnia 2021 r
- Ryszard Nowosadzki