Negocjacje dotyczące podwyżek płac prowadzone są przez związki z zarządem co roku. W 2017 pertraktacje doprowadziły do podwyżki w wysokości 2, 5 proc. Teraz górnicy chcieli 10-procentowej podwyżki, zarząd zaproponował im 1 procent. Rozmowy nie doprowadziły do konsensusu, na tak niskie, zdaniem przedstawicieli załogi podwyżki, związkowcy nie chcieli się zgodzić.
Ponad tydzień temu cztery działające w Bogdance organizacje związkowe poinformowały, że wchodzą w spór zbiorowy z zarządem LW Bogdanka z wszelkimi przewidzianymi ustawą konsekwencjami do strajku włącznie. Podczas spotkań działaczy związkowych z górnikami przed rozpoczęciem pracy na kolejnych zmianach, ludzie mieli mówić przedstawicielom związków, że „jeśli się za to nie weźmiecie, to my pójdziemy ponad waszymi głowami”. Według danych przytaczanych przez związkowców, średnia miesięczna pensja górnika zatrudnionego w Bogdance wynosi niespełna 7,5 tys. zł brutto. Osobie, która dopiero rozpoczyna pracę, proponowana jest kwota 5,5 tys. zł.
Możliwości działania związków są różne. Ustawa o rozwiązywaniu sporów zbiorowych przewiduje powołanie przez związki i zarząd mediatora, który doprowadzi do wypracowania kompromisu. Przepisy dopuszczają też możliwość przeprowadzenia przez załogę strajku, jednak na tym scenariuszu raczej nie zależy ani związkom zawodowym, ani władzom kopalni.
Teraz wszyscy czekają na nowego prezesa kopalni. Atmosferę wśród załogi podgrzewa list „górnika” kolportowany pomiędzy pracownikami. Zawiera on wiele zarzutów wobec władz Bogdanki, operuje konkretnymi liczbami. Jednak w wypowiedzi dla „Dziennika” anonimowy działacz związkowy miał powiedzieć, że chociaż list zyskał rozgłos, są w nim zawarte „półprawdy, nieprawdy i kłamstwa”. Jak mówi, można to zweryfikować w internecie.
Zarówno działacze związkowi w LW Bogdanka jak służby prasowe kopalni mają się odnieść do treści listu w tym tygodniu.
