Pojezierze: Zarówno w powiecie świdnickim jak i łęczyńskim otrzymał pan duże poparcie wyborców i ma pan tam swoje biura poselskie. Czy ludzie przychodzą z problemami do swojego posła? Z czym się zwracają? Mają podobne kłopoty, czy można mówić o jakiejś, w tym przypadku, odrębności obu miast?

Artur Soboń: W obu powiatach otrzymałem duże zaufanie od mieszkańców i staram się by go nie zawieść. Do biur poselskich rzeczywiście ludzie przychodzą z różnymi sprawami. Od osobistych po propozycje jakichś zmian legislacyjnych. Bywa, że jest potrzeba by pomóc w różnych sprawach ludzkich, potrzeba jakiejś interwencji. Sporo spraw jest związanych z funkcjonowaniem wymiaru sprawiedliwości, mają poczucie braku sprawiedliwości i próbują szukać pomocy u posła. Tak więc pomysł aby w nowych ustawach sądowych była instytucja skargi nadzwyczajnej, w której poseł może się upomnieć o krzywdzącą niesprawiedliwość, jest czymś co nam pomoże.

Są również sprawy specyficzne. W PZL-Świdnik przeprowadzono proces, który nazywa się programem dobrowolnych odejść. W sposób, który jednoznacznie wprowadził w błąd tych którzy z niego skorzystali. Chodzi opodatkowanie tego programu. Tu interweniując, zderzyłem się z procedurami i sytuacją, gdzie istnieje kilka stanów prawnych dla różnych osób. Dlatego przygotowujemy całą procedurę odwoławczą i chcemy doprowadzić do wyroku sądowego, który mam nadzieję będzie korzystny dla pracowników, którzy przystąpili do programu.

W łęczyńskim jest natomiast sprawa deputatów węglowych. O ile problem został załatwiony dla pracowników Lubelskiego Węgla, o tyle dla tych, którzy nie byli pracownikami kopalni ale byli górnikami, ta sprawa nie została załatwiona. Wystąpiłem do ministerstwa z propozycją rozwiązania problemu. Mam sygnały, że suma przewidziana w budżecie na ten program nie zostanie w pełni wykorzystana i pojawi się kwota, która powinna pozwolić zaspokoić potrzeby tych pominiętych. Chodzi tu np. o tych, którzy budowali kopalnię a dzisiaj nie mają pracodawcy, który już nie istnieje i nie może wystąpić w ich imieniu.

P: Budowa elektrowni opartej na technologii zgazowania węgla to duża szansa dla regionu. Ma pan może jakieś informacje świadczące o tym, czy taka elektrownia powstanie?

AS: Jestem całkowicie przekonany, że elektrownia powstanie.

Jeśli nie powstanie w technologii IGCC, to musi powstać w tradycyjnej technice kotła fluidalnego. Ta inwestycja jest w regionie niezbędna. Jednocześnie byłoby bardzo pożądane aby powstała właśnie w nowoczesnej technologii. Implementacja takich rozwiązań do Polski, do tego w skali 540 MW to byłaby duża sprawa dla całej gospodarki. Bo pozyskanie tej metody to szansa nie tylko dla kopalni ale dla całego lubelskiego przemysłu i nauki. Można by ją rozwijać i zastosować na przykład dla przemysłu chemicznego. Weszlibyśmy na poziom innowacyjnej gospodarki, o co nam przecież chodzi. Dałoby to też nam bezpieczną technologię z punktu widzenia polityki ekologicznej i walki ze zmianami klimatu. Dla samej kopalni budowa elektrowni o tej mocy dawałaby dodatkowe zapotrzebowanie na 1,5-2 mln ton węgla, do tego na długie lata.

P: Zostańmy jeszcze chwilę przy kopalni. Trwa spór pomiędzy zagraniczną spółką a istniejącą kopalnią o koncesję. Nie jestem przeciwnikiem kapitału zagranicznego, ale Bogdanka ma już dużą część infrastruktury potrzebnej do wydobycia, a nowa kopalnia musi zaczynać od zera. Jakie jest Pana stanowisko w tej sprawie i jak wygląda na dzisiaj proces koncesyjny?

AS: Trwa spór sądowy i na temat jego przebiegu nie wypowiadam się. Moim zdaniem Bogdanka ma jednak mocne argumenty, które świadczą, że złoża K-6 i K-7 są przez Bogdankę rozpoznane i ta koncesja mogłaby być dla Lubelskiego Węgla przyznana. Nie ja to będę jednak rozstrzygał. Dla mnie dziwne i niezrozumiałe jest, że do tego postępowania w ogóle doszło. Mogę powiedzieć, że ministerstwo środowiska działa i będzie działać konsekwentnie i zgodnie z literą prawa. Terminy na złożenie wniosku o koncesję są określone i będą przestrzegane. Na pewno cała sprawa nie będzie przeciągana.

Osobiście jestem przekonany, że program dla rozwoju lubelskiego górnictwa, to program dla rozwoju Lubelskiego Węgla „Bogdanka”. Nowe koncesje, nowe inwestycje i wsparcie tych inwestycji w inwestycje w energetykę – to program dla LW „Bogdanka”. Nie wierzę w programy, które mówią o kilku zupełnie nowych kopalniach, do tego wspartych przez pieniądze z UE. Będąc radnym wojewódzkim nie raz słyszałem, że górnictwo nie ma szans na unijne wsparcie, teraz nagle były marszałek województwa lubelskiego mówi że to możliwe. Mam wrażenie, że pod przykrywką dla jakiegoś programu o nazwie lubelskie górnictwo kryje się lobbingowe wsparcie dla konkretnych zagranicznych projektów inwestycyjnych. Tym nie jestem przeciwny – jednak przy zachowaniu reguł.

P: Inny problem ma Świdnik, a konkretniej wszyscy związani z PZL Świdnik. Rząd sformowany przez PiS anulował przetarg na kupno śmigłowców, motywując to niekorzystnymi rozwiązaniami gospodarczymi. Minister obrony obiecywał kupno helikopterów w wytwórniach istniejących w kraju. Minęły dwa lata a zamówień nie ma. Ciągle trwa przetarg i to tylko na kilkanaście sztuk. Jak wynika ze specyfikacji zamówień to ewentualnymi kontraktami mogą się podzielić Mielec i Świdnik. Te przetargi to kropla w morzu potrzeb armii i możliwości producentów. Co może Pan dzisiaj powiedzieć załodze PZL?

AS: W październiku ubiegłego roku został anulowany kontrakt na zakup 50 szt. Caracali. O słuszności tej decyzji mówi nawet książka – wywiady z generałami, którzy odeszli z wojska. Gen. Duda były szef Inspektoratu Uzbrojenia podkreśla na przykład, że ten przetarg zadecydowałby o rynku śmigłowcowym w Polsce na długie lata. Nie byłoby miejsca dla żadnej innej firmy, więc po kilku latach nastąpiłby kres Świdnika i Mielca. Ten anulowany kontrakt moim zdaniem został też wykreowany trochę pod potrzeby producenta a nie naszej armii. Jestem przekonany, że decyzja o wspólnej platformie dla tak dużego zamówienia, helikopterów do tak różnych zadań była błędna. Lepiej zamawiać śmigłowce w odrębnych przetargach, o konkretnych cechach i specyficznym przeznaczeniu.

Aktualnie trwają dwa przetargi: dla wojsk specjalnych i dla marynarki wojennej. W obu Świdnik wystawia duży śmigłowiec, spełniający wszystkie techniczne warunki stawiane przez armię. Nie mam wątpliwości, że w obu przetargach to najlepszy, ale i najdroższy śmigłowiec. Mam wątpliwości czy nasz konkurent – Mielec jest w stanie spełnić warunki dla wojsk specjalnych. Chcę też podkreślić, że oprócz wysokich wymagań technicznych dalej stawiane są wysokie postulaty co do offsetu.

Polska armia potrzebuje też bardzo innych jeszcze helikopterów – maszyn uderzeniowych. I to uznano obecnie za jeden z priorytetów sił zbrojnych. Tu właśnie widzę dźwignię dalszego rozwoju zakładu w Świdniku. Jest nim wspólna budowa nowego śmigłowca uderzeniowego przez Polską Grupę Zbrojeniową i Leonardo Helicopters. Rozmowy już się toczą, zarówno na szczeblu rządowym, jak i wykonawczym, czyli wymienionych grup.

Chciałbym jeszcze powiedzieć, że nieprawdą jest, iż MON nie kupił żadnych śmigłowców. Zakupiono w Świdniku Anakondy. Ponadto namawiam ministra obrony zarówno do zakupu dalszych morskich Anakond, jak też wyprodukowanych w Polsce śmigłowców wsparcia pola walki. Roboczo można go nazwać Huzar-2, czyli taka modernizacja W-3 lub nowy śmigłowiec Sokół, który spełniłby wymagania współczesnych sił zbrojnych. Mocniejszy, uzbrojony w pociski przeciwpancerne Spike o zasięgu 8 km. To ważne dla armii, która otrzymałaby krajowe, już sprawdzone śmigłowce, a PZL-Świdnik nie traciłby zdolności rozwojowych i konstrukcyjnych w dłuższej perspektywie.

P: Cieszy zaangażowanie posła – chyba jedynego – w problemy powiatu łęczyńskiego, prezentowane na specjalnej konferencji prasowej. Wie Pan też, że te problemy wynikają, w głównej mierze, z determinacji w budowie szpitala powiatowego. Teraz zadłużonego powiatu nie stać na dokładanie do oświaty. RIO zasugerowała cięcia właśnie w oświacie i stąd pomysł połączenia szkół w jedną. Problem jest jednak szerszy – małe gminy i powiaty muszą dużą część swojego budżetu przeznaczać na oświatę lub zamykać szkoły. Państwowa dotacja jest po prostu zbyt mała. Czy nie czas – szczególnie w kryzysie demograficznym, zmienić cały system finansowania szkół?

AS: Zainteresowałem się nie tylko złą sytuacją budżetową w powiecie łęczyńskim, interesuje mnie wszystko co dzieje się w gminach i powiatach moich wyborców. I kiedy mogę staram się pomagać. Słysząc o problemach powiatu poprosiłem o komplet materiałów dotyczących przyczyn tej sytuacji. Nie po to by oceniać, ale z myślą o ewentualnej pomocy. Pytanie o to, czy powiat łęczyński jest potencjalnym bankrutem, bardzo niepokoi. A odpowiedź na nie powinni znać wszyscy mieszkańcy. Także odpowiedź na to, jak temu zaradzić.

Jeśli chodzi o samą oświatę, to rzeczywiście powiat łęczyński nie jest tu wyjątkiem. Są powiaty, które dokładają mniej, inne więcej. To kwestia dobrej organizacji oświaty, a powiat łęczyński z przyczyn dla mnie niezrozumiałych miał ostatnio duży odpływ uczniów, zwłaszcza ze szkoły górniczej. Pieniądze idą za uczniem, więc im ich mniej, tym mniejsza subwencja i trudniej zarządzać oświatą. Rolą organizującego oświatę jest jednak zapewnienie odpowiednio atrakcyjnej oferty edukacyjnej dla właściwej liczby uczniów. Moim zdaniem zwłaszcza szkoła górnicza ma wszelkie zewnętrzne i wewnętrzne warunki by taką ofertę zagwarantować. Kopalnia to przecież wciąż bardzo atrakcyjne miejsce pracy, a szkoła ma znakomitą kadrę nauczycielską.

Zupełnie odrębną sprawą są prace w ministerstwie edukacji dotyczące ewentualnej zmiany modelu finansowania oświaty. Wiemy o kosztach generowanych szczególnie w małych szkołach. Dlatego trwają prace nad korektą systemu, by pieniądze szły nie za uczniem, ale za oddziałem szkolnym. Należy jednak pamiętać, że to też będzie miało swoje reperkusje. Nie ma rozwiązań idealnych. Póki co wszystko jest jednak na etapie rozważań i analiz skutków, więc teraz trzeba pracować w systemie który istnieje.

Rozmawiał Ryszard Nowosadzki