Elektrociepłownia na paliwo ze śmieci miałaby stanąć przy ul. Mełgiewskiej w Lublinie jako nowa część elektrociepłowni prowadzonej tu przez spółkę Megatem EC. Przeciwnicy budowy takiej instalacji zebrali jednak prawie 9 tys. podpisów. Józef Nowomiński, jeden z organizatorów akcji zbierania podpisów i zarazem przewodniczący Rady Dzielnicy Tatary, do Ratusza zaniósł ich prawie 6,7 tys. Tego samego dnia do władz miasta trafiło jeszcze 2,2 tys. podpisów.

Przeciwnicy elektrociepłowni podnoszą argument niezgodności z obowiązującym planem zagospodarowania terenu. Według nich elektrociepłownia wykorzystująca śmieci to nie spalarnia śmieci, a odpady to nie paliwa niskoemisyjne.

Trochę to naciągane, szczególnie w zestawieniu z korzyściami. Według Megatem EC instalacja na paliwo RDF będzie właśnie instalacją niskoemisyjną, która emituje do atmosfery zdecydowanie mniej substancji, niż tradycyjne instalacje opalane węglem. Instalacja dziennie spalałaby od 340 do 390 ton odpadów, dając jednocześnie prąd i ciepło.

Przeciwnicy wszelkiego rodzaju spalarni śmieci są nie tylko w Lublinie, budzą one opór w całej Polsce. W Europie natomiast są uznanym sposobem na pozbywanie się góry śmieci powstających w europejskich metropoliach. Jak wynika z danych Eurostatu za 2012 r., w Polsce spalanych było 94 kg odpadów na mieszkańca. Unijna średnia to 202 kg. W wiodących pod tym względem krajach, czyli Danii, Holandii i Szwecji, było to ponad 500 kg na mieszkańca, a w Finlandii – ponad 1,7 tony. Pod względem udziału spalania w całkowitym przetwarzaniu śmieci przodują te same kraje: w Danii i Szwecji w 2010 r. było to ok. 50 proc., w Holandii, Niemczech i Belgii po niemal 40 proc. W Polsce – jedynie 1 proc.

Co więcej od 1 stycznia 2016 roku w życie wchodzi nowe unijne prawo, w efekcie którego odpady komunalne, które mają w sobie taką moc, że mogą być wykorzystywane energetycznie, a więc mają przynajmniej 6 MJ/kg suchej masy, nie będą mogły być składowane na składowiskach odpadów komunalnych. Eksperci podkreślają, że unijna dyrektywa postawiła przed Polską duże wyzwanie i motywuje samorządy do konkretnych działań. Największym przestępstwem dzisiejszych czasów staje się składowanie odpadów. Jeżeli wydobędziemy z odpadów to co najlepsze podczas segregacji i recyklingu, to kolejny etap unieszkodliwiania odpadu powinno stanowić jego spalenie. Wniosek jest jeden – jeśli nie chcemy płacić ogromnych kar, to po prostu musimy budować spalarnie – najlepiej produkujące jeszcze prąd.

Tymczasem spalarni w Polsce prawie nie ma, a opór przeciw ich budowie ogromy. Dlaczego? Bo głos mają demagodzy a nikt nie chce czy też nie potrafi rozwiać społecznych obaw. Nie robią tego samorządy. Nie robią polscy ekolodzy, którzy wolą użalać się nad losem ostrołódki kosmatej czy szachownicy kostkowatej, niż podjąć prawdziwą edukację ekologiczną informującą, że jednym z poważniejszych zagrożeń dla środowiska są rosnące w kraju góry śmieci, a jednym z uznawanych ekologicznie sposobów ich likwidacji są spalarnie.

Tym bardziej, że eksperci (o światowej renomie) podkreślają, że dobrze zaprojektowane i wybudowane spalarnie są bezpieczne. Główny argument przeciwników spalarni to rzekome zanieczyszczanie powietrza oraz emisja szkodliwych związków do atmosfery. Nie jest to prawdą, ponieważ każda tego typu instalacja wyposażona jest w szereg urządzeń filtrujących powietrze. Zanieczyszczenia i toksyczne związki są wyłapywane, a następnie unieszkodliwiane, miedzy innymi w procesach zobojętniania. Pojawiają się również obawy o nieprzyjemny zapach towarzyszący rozkładającym się odpadom. Obawa ta nie jest zasadna, bo odpady przewożone są zamkniętymi samochodami, które po wyładowaniu materiału poddawane są dezynfekcji. Odpady wyładowywane są bezpośrednio do betonowych silosów, które zaraz po opuszczeniu podjazdu przez ciężarówkę są automatycznie zamykane.

Sam mieszkam w dzielnicy sąsiadującej z Tatarami i jeśli spalarnia będzie spełniała europejskie normy to nie widzę powodu do protestów. Osobiście widziałem w Niemczech, Danii i Szwecji spalarnie działające na terenie miast i nikt z tamtejszych mieszkańców nie sprzeciwiał się ich funkcjonowaniu. W imię ochrony środowiska właśnie.

W obronie ludzi mieszkających blisko potencjalnie „śmierdzących” instalacji mam jednak jedno wytłumaczenie. W krajach o których napisałem nie ma możliwości by taka instalacja podczas eksploatacji wytwarzała przykry i uciążliwy odór. W Polsce – przez 25 lat rządów wszystkich liczących się partii – nie dorobiliśmy się normy „smrodu”. Truciciela można zamknąć, śmierdziela nie. Nasi urzędnicy twierdzą, że to, co dla jednego jest już smrodem nie do wytrzymania, przez innych może zostać uznane najwyżej za intensywną woń. Jednak Holendrzy, mający takie same nosy jak Polacy, już w latach 90. ubiegłego wieku zaczęli opracowywać normy smrodu oraz sposoby jego pomiaru i dzisiaj w Holandii żadna firma nie może sobie pozwolić na zanieczyszczanie powietrza uciążliwymi zapachami. Otwarte pozostaje więc pytanie jak zmusić polskich polityków, by po prostu przyjęli holenderskie rozwiązania.

Ryszard Nowosadzki 

Szukasz informacji? Sprawdź u nas.

logo e pojezierze 2023 ciemne ok

  

Adres redakcji:
21-010 Łęczna, Zofiówka 135 A

www.e-pojezierze.pl

e-mail: redakcja@e-pojezierze.pl

.

Redakcja

tel. 602 811 876
.
Biuro Reklamy
tel. 500 295 677
tel. 602 811 876